FB

Szymon Wrzesiński, Krwawa profesja. Rzecz o katach i ich ofiarach, Kraków 2006, ss. 280.
http://www.libron.pl/cgi/easyshop2.cgi?vid=cgcdlvfwenabqaduolidgc
uoootuiotj&com=PT/17

Krwawa profesja składa się ze Wstępu, trzech rozdziałów, z których każdy podzielony został na podrozdziały, Aneksu, Bibliografii, Spisu ilustracji i notki O Autorze. Brak natomiast zakończenia. We Wstępie Autor przybliżył problem kary śmierci w różnych epokach historycznych. Podał ramy chronologiczne pracy, natomiast brak jest informacji o jej zasięgu terytorialnym, co doprowadziło do błędnego sformułowania, jakoby praca Hanny Zaremskiej jest jedyną monografią rzemiosła katowskiego. Na terenie Niemiec powstało wiele publikacji, które niejednokrotnie bardzo szczegółowo omawiają te zagadnienie. Pomijając już setki artykułów, które na obszarach niemieckojęzycznych dotyczą tej problematyki. Wrzesiński dodatkowo podkreślił, że powstała publikacja nie ma charakteru naukowego, co zobowiązuje jej Autora do szczególnego, zgodnego z prawdą przedstawienia problemu, z czym Autor niestety się rozmija, a zaświadcza to poniższa recenzja. Na końcu Wstępu znalazły się podziękowania, m. in. dla autora recenzji. Można je jednak uznać za bezpodstawne, ponieważ Daniel Wojtucki nigdy nie przekazywał Autorowi Krwawej profesji – wielu informacji ze śląskich archiwów. Nie utożsamia się również z recenzowaną publikacją, ani z wieloma teoriami, które znalazły się w omawianej pozycji. Podziękowania zostały dodane bez jego zgody i wiedzy.

Recenzowana pozycja jest pełna błędów, przekłamań, niesprawdzonych informacji. Pomimo, że jest to publikacja popularna, co zaznaczono we Wstępie ukazuje ona brak kompetencji Wrzesińskiego, a także jego marny, aby nie rzecz tragiczny warsztat jako historyka. Brak kontroli nad tekstem spowodował m. in. szereg usterek np. Autor nie ujednolicił zapisów imion. I tak w zależności, z jakiej publikacji informacje zostały przepisane, taki zapis pozostał w oryginalnym brzmieniu. Często w jednym zdaniu przeczytamy o Georgu, aby kilka zdań później pojawił się Jerzy (str 153), podobnie jest z Thomasem i Tomaszem, itp. Wrzesiński nie był w stanie nawet zdecydować się czy użyć dużej litery lub małej podczas zapisu słowa RYNEK. Dlatego w książce raz jest Rynek, a raz rynek, co znów uzależnione jest od formy, jaka była w pierwotnym tekście, z którego informacje zostały zaczerpnięte. Świadczy to o miernej znajomości przez Wrzesińskiego zagadnień związanych ze Wstępem do badań historycznych, który jako przedmiot jest wykładany na pierwszym roku studiów (!!!). Uwidocznione jest to również w sposobie wykonania spisu literatury, gdzie w przypadku artykułów nie zostały podane strony, na jakich dany tekst znajduje się w wykorzystanym zbiorze. Zresztą nie tylko ignorancja metodologiczna, ale również brak ogólnej wiedzy historycznej kompromitują zarówno Autora, jak i Wydawcę.

Autor Krwawej profesji gubi się w wywodach, często popełniając błędy, nawet przy samym przepisywaniu z innych pozycji. Warto zaznaczyć, że Wrzesiński, podczas jak się wydaje prostej czynności, jaką jest dosłowne przepisywanie fragmentów innych artykułów np. tylko z jednego tekstu autorstwa D. Wojtucki, Rzemiosło katowskie w Lubaniu od II połowy XVI do końca XVIII wieku, “Rocznik Jeleniogórski”, t. XXXVII, 2005, s. 147-156, popełnił kilkanaście błędów faktograficznych, co podważa wiarygodność Wrzesińskiego i rzetelność jego wywodów.

Książka stanowi zlepek fragmentów innych publikacji, a ingerencja Wrzesińskiego w tekst, ogranicza się jedynie do interpretacji poszczególnych zagadnień. Często jednak wywody te są dalekie od prawdy, a wręcz niejednokrotnie ośmieszają Autora i ukazują brak logiki w pojmowaniu problemu. Za przykład może posłużyć fragment na str 253, gdzie czytamy, że gilotyna pozbawiła życia wiele słynnych osób. Tragiczną listę otwiera Maria Antonina stracona w październiku 1793 roku. Wcześniej, bo w styczniu 1793 roku ścięto jej męża, króla Francji Ludwika XVI, o czym dalej wspomina Wrzesiński. Logicznie rzecz ujmując, to właśnie Obywatel Kapet powinien być osobą otwierającą listę ofiar gilotyny, a nie jego małżonka, stracona kilka miesięcy później. Chyba, że Wrzesiński nie zalicza króla Francji do znanych osobowości. Podobny brak logiki odnajdziemy w wywodach dotyczących katowskich rękawiczek. Czytelnik nie dowie się, czy to władze miejskie były zobowiązane do przekazywania mistrzowi rękawic, czy odwrotnie, a może mistrz sam je sobie przygotowywał (str 30). Podobnie na str 155 można przeczytać, że “…pozamiejskie spotkania kata ze śmiercią odbywały się na pobliskich wzniesieniach…”. Raczej to skazaniec spotykał na swej drodze śmierć, a nie kat, który był wykonawcą wyroku najwyższego wymiaru kary, przez co ją zadawał.

Część wywodów jest raczej tworem wyobraźni Autora. Na stronie 157 przeczytać można o sturlaniu się koła egzekucyjnego, co mogło skutkować zabiciem niewinnego obserwatora. Takie spekulacje należy uznać za daleko posuniętą fantazję Wrzesińskiego. Nie zostały one poparte żadnym przykładem, a takie sugestie można odnieść i do innych egzekucji, np. ścięcia mieczem, gdzie to miecz mógł wyślizgnąć się z rąk kata. Ukazują one jednak fakt, że sam Autor nie rozumie pewnych rodzajów egzekucji, które opisuje. Podobny fragment (str 161) dotyczy techniki łamania kołem. Według Wrzesińskiego zdrowego delikwenta wplatano w koło i kładziono na pal, którego wysokość wraz z kołem wynosiła około dwóch metrów. Wówczas dopiero kat miał wykonywać karę łamania. Trudno sobie wyobrazić przebieg takiej egzekucji, szczególnie, że w szprychy koła trudno jest wpleść kończyny, które nie zostały wcześniej połamane, a taki był zamysł tej kary. Dodatkowo kat przy takim łamaniu, umieszczonego już na kole egzekucyjnym skazańca, zmuszony byłby do użycia wysokiej (ponad 2 metry) drabiny, co z braku stabilności, mogłoby skończyć się tragicznie dla mistrza. Podobnie trudności nastręcza łamanie kończyny, które są wplecione w koło, ponieważ szprychy blokują dostęp i ograniczają celność zadawanych ciosów (!!!). W tym przypadku również nie odnajdziemy żadnego przykładu potwierdzającego słuszność wysuniętej teorii. Równie fantazyjne informacje, wynikłe z błędnego przekładu niemieckich tekstów, znajdują się na str 145 i 129. W pierwszych z nich trudno sobie wyobrazić, aby skazaniec pozostawał pod pręgierzem kilkanaście dni. Podobnie jak zamknięty w kunie, przez cztery tygodnie.

Wielokrotnie Wrzesiński udowodnił na łamach recenzowanej pozycji, że ma problemy z geografią. Na str 21 możemy przeczytać o Ząbkowicach Kłodzkich, w rzeczywistości chodzi o Ząbkowice Śląskie, na stronie następnej wymienione zostało łużyckie miasto Löbau, u Wrzesińskiego Löbay. Ponadto Autor zdradza słabe rozeznanie, gdzie w rzeczywistości leżą te miasteczka. Wielokrotnie podkreśla, że np. Lubań, Złotniki Lubańskie, to miejscowości śląskie (np. str 179). Jednak ich przynależność terytorialna jest inna, ponieważ są położone na obszarze Górnych Łużyc. Podobnie na str 30 Autor wyraża się o osobie kata Lorenza Strassburgera (tutaj błędnie przepisane nazwisko Starssburger, podobnie jak na str 46 jest Greilich, powinno być Greulich), który miał być śląskim egzekutorem. Mistrz ten był katem w Budziszynie, Zgorzelcu i Lubaniu, wszystkie te miejscowości leżą w granicach Górnych Łużyc, a nie historycznego Śląska. Podobny błąd Wrzesiński popełnił przy przepisywaniu z artykułu o lubańskich katach, gdzie sugeruje, że w 1645 w Lubaniu Strassburgerowi przedstawiono specjalna instrukcję. W rzeczywistości została mu ona zakomunikowana w Görlitz. “Czerwone Wzgórze” w Lubomierzu nie wzięło swojej nazwy od przelanej krwi skazańców, a od specyficznego koloru gleby, która jest mocno zażelaziona (str 156 i 160).

Opisując szereg mniejszych miejscowości z terenów Europy Autor zapomniał (!?) podać koło jakiego większego miasta one leżą. I tak jednym tchem oprócz Krakowa, Płocka, czy Wrocławia wymienione zostały np. Przecławice i Żórawina (str 127). Dla Czytelnika z innego regionu Polski, niż Dolny Śląsk, trudno będzie wywnioskować, gdzie te miejscowości leżą. Szczególnie, że obie są dziś wsiami. Poprawny zapis powinien brzmieć Przecławice, Żórawina koło Wrocławia.

Podobnie jak z geografią, Wrzesiński ma problemy językowe, a dokładniej ze znajomością j. niemieckiego. Z powodu braku tej umiejętności powstała kolejna część błędów i przekłamań. Na str 49 Autor opisuje budowę lwóweckiej szubienicy. W rzeczywistości był to jeden z jej remontów, o czym świadczą fragmenty pominięte przez Wrzesińskiego. W cytowanym remoncie, zaczerpniętym od lwóweckiego kronikarza Bergemanna brak jest informacji, jakoby w renowacji brał udział kat z uczniami. Należy uznać, że Wrzesiński dane te sobie wymyślił na potrzeby książki. Podobne przekłamanie odnajdziemy w opisie remontu szubienicy w Jeleniej Górze w październiku 1737 roku. Wówczas rzemieślnicy, według Wrzesińskiego docierają do… pomieszczeń katowni (str 52), czyli mieszkania kata (!?). W rzeczywistości chodzi tutaj o remont miejskiej szubienicy, a nie katowni. W przeprowadzonej renowacji nie brał udziału burmistrz tego miasta, a Blutrichter, sędzia odpowiedzialny za orzekanie najwyższego wymiaru kary. On też uderzył trzy razy kilofem w mur, obok drzwi szubienicy, a nie w nie same, jak podaje Autor Krwawej profesji.

Wreszcie przez własną niewiedzę Wrzesiński wprowadza w błąd Czytelnika sugestiami np. ze str 13. Odwoływanie się do sądów wyższej instancji, stosowano do końca średniowiecza, najczęściej podczas egzekwowania surowszych wyroków. W rzeczywistości dopiero w połowie XVI wieku powstała Praska Izba Apelacyjna, w której kompetencjach znajdowało się rozpatrywanie apelacji od zasądzonego wyroku. Mogła ona złagodzić, zmienić lub obostrzyć wymiar orzeczonej kary. Jednak wydany przez nią wyrok był ostateczny. Na Śląsku ślady jej działalności odnajdujemy jeszcze w XVIII wieku. Podobnie obowiązki nałożono w tym okresie na ławników we Wrocławiu, Lipsku, bądź w Lwówku Śląskim. Opinię prawną tego ostatniego miasta Wrzesiński przytacza na str 97 i to w 1664 roku, czyli już nie w okresie średniowiecza.

Również Autor nie wykazuje podstawowej znajomości zagadnień i symboliki związanych z tematyką dawnego wymiaru sprawiedliwości. Przedstawienie wilka pasawskiego zdobiącego wiele katowskich mieczy interpretuje jako symbol katowski, a w rzeczywistości jest to znak znanych warsztatów w Solingen i Pasawie, w których sygnowano tym znakiem własne wyroby. Podobnie jest z terminami miejsce kaźni lub miejsce straceń (niem. Richtstätte, Richtplatz). Wrzesiński widzi w nich szubienice (np. str 191), w rzeczywistości ich znaczenie jest szersze. Określają one ogólnie miejsce, na którym wykonywano wyroki, a szubienica była jego symbolem. Jednak istniały też miejsca straceń, na których nie wznoszono szubienic, czego Autor nie zauważył. Podobnie odniósł się Wrzesiński do piętna przedstawiającego literę “R” identyfikując je jako Räuber-rozbójnik. W rzeczywistości w krajach niemieckich miała ona inne znaczenie. Chodziło o skrót od wyrazu R[elegatus]. Egzemplarz taki znajduje się np. w zbiorach czeskiego muzeum w mieście Hradec Králové, który przedstawia litery RBO=Relegatus Bochemiae. Wskazuje na ten fakt również przytoczony przez Wrzesińskiego przykład (str 123), jednak zabrakło w tym przypadku jakże “cennej” interpretacji Autora. Również na łamach recenzowanej pozycji pojawia się przestępstwo przeciw naturze-sodomia. Niestety w tekście często nie podano, o jaki rodzaj grzechu sodomii chodzi (np. str 153). Jak wiadomo rozróżniano trzy jego rodzaje. Pierwszy ratione generis, czyli współżycie ze zwierzęciem. Drugi ratione sexus – ze względu na płeć (stosunki homoseksualne), oraz trzeci ratione modi – ze względu na sposób (stosunki odbywane w sposób uniemożliwiający poczęcie).

Dalsze niedociągnięcia odnajdziemy np. w przypadku opisywania pręgierza we Wrocławiu, gdzie Autor zaznaczył, że na Rynku stoi kopia dawnego pręgierza. Podobnej sugestii nie uczynił już w przypadku poznańskiego słupa hańby, który nie jest także oryginalnym obiektem (str 144). Średniowieczne kodyfikacje karne nie przewidywały zawarcia umowy kompozycyjnej jako rekompensaty za dzieciobójstwo, a jedynie za mężobójstwo (str 177), czego niestety Wrzesiński nie uściślił. Często nie dochodziło również do wystawiania drewnianych szafotów, jak sugeruje to Autor (np. str. 156), ze względu na spore nakłady finansowe, jakich wymagała taka inwestycja. Podobnie jak ?wypustki? na kole nie były montowane w celu zadawania większego bólu. Ich przeznaczeniem było zwiększenie skuteczności koła jako narzędzia egzekucji i to wyroki precyzowały ilość uderzeń ciężkiego, okutego koła egzekucyjnego (str 156).

Recenzowana pozycja jest zbiorem fragmentów wielu książek, artykułów i materiałów ze stron internetowych, przepisywanych niemal całymi fragmentami. Widocznie Wrzesiński nie miał pomysłu na napisanie publikacji w oparciu o własne badania, a jedynie przepisał dokonania innych autorów. W związku z tym nasuwa się pytanie, czy w przypadku książki Wrzesińskiego może mieć zastosowanie pojęcie plagiatu?. Szkoda, że dodatkowo zostały one przeinaczone lub przy ich kopiowaniu popełniono błędy. Najwidoczniej Autor ?pisząc? poszczególne rozdziały nie był w stanie ich nawet poprawnie przepisać ze zgromadzonych tekstów. Szczególnie, że sam często gubi się w swoich wywodach. Za przykład może tutaj posłużyć sprawa ogrodnika z Gryfowa Śląskiego. Na str 159 Autor podaje, że Dawid Knobloch z Ubocza, po tym jak zabił własną żonę, a potem wrzucił ją do rzeki został łamany kołem. Natomiast na kolejnych kartach Krwawej profesji (str 188) dowiadujemy się, że tenże Dawid Knobloch mieszkaniec Ubocza w 1631 roku został powieszony, a miał dorabiać kradzieżą (!?). Podobny przykład dotyczy lubańskiego kata, który został znaleziony martwy na polach należących do wsi Siekierczyn. Niezorientowany Czytelnik niestety nie dowie się, o którego mistrza chodzi. Na str 22 Wrzesiński podaje, że był to Johann Gottlob, natomiast już na str 59 ?zmienił zdanie? (!?) i wymienia kata Johann Michael Kühn, który miał zostać zabity w 1756 roku. Szkoda, że Autor nie zauważył (!?), że w przypadku Kühna czas od egzekucji w 1646 roku, a domniemanej śmierci jego syna w 1756 roku to aż 110 lat. Okres ten nawet przy sporej żywotności obu mistrzów wydaje się nierealny. Znalezionym na polach katem był Johann Gottlob Greulich. Trudno tutaj ustalić przyczynę śmierci długoletniego mistrza, szczególnie, że był on wówczas wiekowym człowiekiem. Egzekutorem w Lubaniu był nieprzerwanie od 1714 roku, czyli ponad 40 lat, a dokument kwalifikuje zgon jako nieszczęśliwy wypadek. Jednak Wrzesiński dopisał do tej informacji własną teorię, która nie jest potwierdzona żadnymi faktami i można ją uznać za fantazję Autora. Podobne błędy popełnił Wrzesiński niedokładnie czytając i przepisując informacje o egzekucjach w Oleśnicy. Zaczerpnął je ze strony internetowej
(http://olesnica.nienaltowski.net/Rodzaje_kar.htm.), dotyczącej historii tego dolnośląskiego miasta. Egzekucje w latach 1496 i 1559 w rzeczywistości odbyły się w pobliskim Namysłowie, a nie jak tego chce Wrzesiński w Oleśnicy (str 165 i 178-179). Kolejne przeinaczenie powstało w skutek błędnego przepisania informacji o mieczach katowskich. Na str 32 można przeczytać, że ?we Wrocławiu pod koniec XVII w. kat nosił miecz z napisem??. W rzeczywistości miecz ten został wykonany na okazję egzekucji w Miłkowie koło Karpacza, a z Wrocławiem miał tyle wspólnego, że jedynie jako wyrób powstał w stolicy Dolnego Śląska. Trudno sobie również wyobrazić, aby drewniana szubienica była tak trwała i mogła przetrwać niemal 300 lat, a taką informację podaje Autor na str 187, gdzie wzniesiony w XIV-wiecznym Mirsku obiekt przetrwał aż do 1604 roku.

Na str 184 Wrzesiński podał informację, że kobieta zawisła na tzw. szubienicy trójbelkowej(!?). Przytoczona relacja opisuje szubienicę tzw. widłową, która charakteryzowała się dwoma pionowymi słupami wkopanymi w ziemię, na których umieszczano poziomą belkę. Obiekt trójfilarowy to trzy słupy wbite w ziemię. Wypowiedź Autora poddaje wątpliwości, czy wie on jak wyglądały takie szubienice. Podobnym zaprzeczeniem jest opinia Autora, że ścięcia dokonywano ?niemal zawsze na rynku? (str 225). Natomiast wcześniej w przypadku Gdańska Wrzesiński wspomniał, że niemal każdą karę ścięcia mieczem wykonywano na Górze Wisielców (str 55). Czytelnikowi trudno jest się zorientować, gdzie faktycznie dochodziło do tego rodzaju kaźni. Analizując przypadki innych miast (np. Wrocławia, Ratyzbony, Berlina, Pragi) w rzeczywistości do egzekucji na Rynkach dochodziło rzadko.

Na kolejnych stronach recenzowanej pozycji mnożą się niezliczone ilości błędów lub nieścisłości. Przykładowo egzekucję we Wrocławiu wykonano w 1463, a nie w 1464 roku (str 55). Także znajdująca się w tym mieście klatka błaznów, nazywana również ?budą wariatów? nie posiadała żadnej klapy, a metalowe drzwiczki. Wrzesiński nie może się również zdecydować, czy we Wrocławiu w XV wieku pławiono lub topiono. Na str 134 w podrozdziale o pławieniu podaje informację, że podejrzane o czary kobiety wrzucano do Odry. Już na str 174 Autor wspomina, że te same kobiety były topione. Niewiedzą Autor wykazał się także w sprawie egzekucji w Oleśnicy w 1654 roku. Wówczas wykonano wyrok na ?tajemniczym skazańcu? (str 165). Szkoda, że Wrzesiński nie zaznaczył, iż chodzi o Melchiora Hedloffa, słynnego mordercę, którego w tym czasie poszukiwano na całym Śląsku, z powodu popełnienia przez niego 251 morderstw. Natomiast Autor jednym tchem wymienia z imienia i nazwiska innych straconych w mniejszych miejscowościach. Szkoda tylko, że z błędami. Stracona w Lubomierzu Katarzyna Hopner miała na nazwisko Höpner (str 179), a uśmiercona w 1513 roku Barbara Neumann została skazana za spędzenie płodu, a nie zabójstwo noworodka (str 179). Powieszonym w 1569 roku był Lorenz Schöps, a nie Laurentius (str 187). Barbarę Gehlen stracono 13 maja 1585 roku, a nie jak chce Wrzesiński w 1583 roku (str 176). Podobnie rzecz się miała w Gryfowie Śląskim, skazańców łamano kołem 7 lutego i 4 czerwca 1611, a nie w 1612 roku jak podane zostało w Krwawej profesji (str 157). W tej samej miejscowości w 1622 roku Hansa Schwedlera ścięto i położono na kole, a nie jak podaje Autor łamano kołem (str 157). Na str 145 czytamy, że pręgierz w Krakowie stał blisko kościoła Mariackiego, co jest błędną informacją, gdyż obiekt ten znajdował się dokładnie po przeciwległej stronie Rynku. Lubańskiego kata Seyfferta (u Wrzesińskiego Syffert) zamordowano w październiku 1574 roku, więc nie mógł sprzedać osobiście katowskich uprawnień i to w 1580 roku, co sugeruje Autor Krwawej profesji (str 21). Dodatkowo kupcem był egzekutor Peter Kunz, którego zasztyletował właśnie we wspomnianym 1580 roku młody szlachcic Hans von Salza z Zaręby.

Niektóre wywody Autora wydają się śmieszne poprzez niepoprawność językową. Na str 53 czytamy, że ??, iż odległość z jednego miasta do drugiego nie była długa?. Oczywistym jest, że lepszym określeniem odległości jest tutaj słowo ?duża?. Podobnie brzmi zdanie na str 146, kiedy ?podjudzeni mieszkańcy przewrócili pręgierz i stratowali go na śmierć?. Trudno sobie wyobrazić jak można stratować na śmierć słup hańby, ale najwyraźniej można, oczywiście w opinii Sz. Wrzesińskiego. Podobnie brzmi stwierdzenie, że ścięcie było oddzieleniem korpusu od głowy (str 225), natomiast literatura podaje odwrotnie, że dekapitacja była oddzieleniem głowy od tułowia.

Podpisy pod ilustracjami są niejednokrotnie bałamutne. Na str 64, przedstawiona jest tylko scena z egzekucji ścięcia mieczem. Natomiast rozpięte na kołach egzekucyjnych zwłoki lub ciała powieszonych noszą już ślady długotrwałej ekspozycji. Podobnie np. str 69 i 105. Dużą wątpliwość budzi fakt, że większość ilustracji pochodzi ze zbiorów Autora. Zapewne posiada on ich kserokopię, często już marnej jakości, o czym zaświadczają ryciny na str 19, 64, 166, 189, 227. Nie oznacza to jednak, że posiadanie jedynie kopii upoważnia Wrzesińskiego do podawania informacji, iż pochodzą one z jego prywatnych zbiorów. Trudno sobie wyobrazić, aby np. rycina autorstwa Chodowieckiego (str 64), która przechowywana jest przez wiele bibliotek (np. Uniwersytecką we Wrocławiu) miały się znaleźć w prywatnych zbiorach Wrzesińskiego. Autor sam sobie zaprzecza podając tytuły książek, z których zaczerpnął dane ilustracje. Jeśli nawet oryginalna pozycja książkowa jest w jego posiadaniu (co jest wątpliwe), to ciągle nie oznacza to faktu, że reprodukowane z niej rysunki są własnością Wrzesińskiego. Oryginały ilustracji użytych w książkach nadal pozostają w zbiorach którejś z europejskich bibliotek i tak też powinny zostać podpisane. Czego, jak widać najwyraźniej Wrzesiński nie rozumie.

Zamieszczona na końcu opracowania tabelka nie wnosi żadnych nowych aspektów do stanu badań, a jedynie wprowadza Czytelnika w błąd (str 261). Przede wszystkim przedstawione taksy katowskie zależało zebrać ze zbliżonego okresu. Powinna zostać również ujednolicona waluta, bądź podane jej przeliczniki. W każdym z miast obowiązywał inny środek płatniczy i trudno się zgodzić, że dukaty, talary i floreny miały jednakową siłę nabywczą.

Szkoda tylko, że Wydawnictwo LIBRON z Krakowa, które dotychczas wydało tyle cennych książek, wiarygodnych autorów, pokusiło się o upublicznienie pozycji, która nie wnosi nic nowego do badań nad profesją katowską. Wręcz obraz przedstawiony przez Wrzesińskiego, a szczególnie zmącony przez ogromną ilość błędów, w których jak widać sam Autor się gubi, wprowadza w błąd niezorientowanego Czytelnika. Należy wyrazić jedynie pochwałę dla Autora, że nie podjął się stworzenia publikacji naukowej, opatrzonej odpowiednim aparatem. Zbyt dużym wyzwaniem i ponad jego siły okazało się dla Wrzesińskiego ?napisanie? publikacji o charakterze popularnym, co zaświadcza powyższa recenzja. W opracowaniu naukowym Autor zmuszony byłby oprzeć się na materiale źródłowym. Pozwalam sobie wyrazić duże wątpliwości, co do tego, czy Wrzesiński, pomimo, że jest historykiem, w zetknięciu z oryginalnymi dokumentami, bądź nawet ich reprodukcjami lub przepisanym przez historyków ich zbiorem, pisanymi odręczną nowożytną niemczyzną potrafi je odczytać.

Recenzując książkę pt. Krwawa profesja nasuwają się słowa, które można przeczytać na stronie 57, a które zostały odniesione do londyńskiego kata Jacka Ketscha… Parafrazując: Wrzesiński a przede wszystkim jego mania wielkości nie pozwala mu dostrzec notorycznej fuszerki i braku umiejętności.

Daniel Wojtucki (Wrocław)

Rozszerzona wersja recenzji opatrzona aparatem naukowym zostanie opublikowana w jednym z ogólnopolskich czasopism.