FB

Artykuł został opublikowany w czasopiśmie “Sudety”, nr 7, lipiec 2010, s. 20-21. 

Główne miejsce straceń w mieście na Bobrem zlokalizowano na Szubienicznej Górze (niem. Galgenberg), na zachód od Baszty Lubańskiej. Jego umiejscowienie nie było przypadkowe, pod wzniesieniem przebiegały dwie ważne drogi, pierwsza do Gryfowa Śląskiego, druga do Lubania, z których to szubienica była zapewne widoczna. Grunt, na którym ją umiejscowiono przyjął nazwę Galgenfleck. Jego lokalizacja musiała być na tyle atrakcyjna, skoro w niedługim czasie po rozbiórce szubienicy (marzec 1820 r.) został sprzedany w drodze licytacji. Takie usytuowanie szubienicy spełniało doskonale funkcje prewencyjne, dla wszystkich wychodzących i przybywających do miasta od zachodu, czyli od strony Górnych Łużyc. Bez mapy, na której zaznaczono szubienicę, trudno jednak spekulować nad jej precyzyjną lokalizacją. Szczególnie, że nie było to jedyne miejsce kaźni służące lwóweckim ławnikom. Sporadycznie wyroki wykonywano też na tzw. “placu ścięć” lub “łące ściętych” przed Furtą Zamkową i na Rynku, gdzie drewniane szubienice stanęły w czasie wojny trzydziestoletniej m.in. dnia 21 lipca 1623 r. i 25 maja 1640 r.

Nie wiadomo, kiedy dokładnie wystawiono wpierw drewnianą, a później kamienną szubienicę. Kronikarze podają fantastyczny rok 1165, jako czas wzniesienia murowanej konstrukcji. Potwierdzona źródłowo informacja o istniejącej już wówczas szubienicy pochodzi dopiero z przywileju wydanego w celu założenia winnicy w pobliżu miasta, na Górze Szubienicznej, dopiero ponad dwieście lat później (1367 r.). Pomimo, że lwówecka szubienica nie przetrwała do czasów dzisiejszych, zachowało się wiele informacji na jej temat pozwalających na częściowe zrekonstruowanie jej wyglądu i rozmiarów. Jej średnica wewnętrzna wynosiła 18 stóp, grubość murów 2 stopy, co dawało 22 stopy średnicy całkowitej, czyli niemal 650 cm. Rozmiary lwóweckiej szubienicy były zbliżone do zachowanej do dziś szubienicy w Wojcieszowie. Dodatkowo obiekt został zobrazowany przez jednego z miejscowych kronikarzy, przedstawiając jego wygląd od strony północnej. Była to konstrukcja wzniesiona z kamienia, z czterema słupami egzekucyjnymi stojącymi na koronie “studni”, między którymi rozpięto belki egzekucyjne. Nieustaloną funkcję pełnił otwór (wnęka?) na wysokości być może 2-3 m nad ziemią w murze szubienicy, uwieczniony na rysunku. Autor w podpisie obok szkicu szubienicy zaznaczył, iż obiekt nie posiadał wejścia (das Gerichte ohne Thüre), a pod nim wspomniał, że urządzenie stoi przed basztą [Lubańską], w kierunku zachodnim. Jednak o istnieniu wejścia prowadzącego do wnętrza szubienicy wspomniano w relacji z remontu z maja 1573 r. Chyba, że w późniejszym okresie (np. podczas któregoś z remontów), z nieznanych przyczyn otwór prowadzący do wnętrza obiektu został zamurowany.

Na miejscu straceń we Lwówku Śląskim wielokrotnie dokonywano skutecznej eliminacji jednostek uznawanych za szkodliwe i łamiące prawo, przez co lista straconych jest długa. Wszystkie wyroki wydane przez miejscowych ławników odnotowywano w księdze, którą zdobiło przedstawienie szubienicy, koła egzekucyjnego, katowskiego miecza i pęku rózg.    W lutym 1556 r. powieszono czterech rzezimieszków, a kolejna masowa egzekucja miała tutaj miejsce 4 czerwca 1573 r. W orzeczonych wyrokach kary powieszenia niejednokrotnie precyzowano rodzaj stryczka, jaki miał posłużyć do jej wykonania. Za przykład mogą posłużyć zalecenia Praskiej Izby Apelacyjnej dla lwóweckich sędziów z 17 sierpnia i 15 października 1691 r. Wówczas skazańcy zawiśli za kradzieże na łańcuchach. W 1575 r. rwano ciało cęgami i łamano kołem pewnego mężczyznę, któremu udowodniono morderstwo. Natomiast 12 czerwiec 1609 r. połamano kołem egzekucyjnym i spalono Valentina Kretschmera, który miał się dopuścić zabójstw, podpaleń, włamań do kościołów, kradzieży i cudzołóstwa. Podobny los spotkał dwa lata później (7 lutego 1611 r.), Hansa Meißnera i 4 stycznia 1612 r. Christofa Lange’go. Dnia 5 listopada 1678 r. stracono na miejscowym placu kaźni Georga Glotscha, odpowiedzialnego za liczne włamania do kościołów. Kat wpierw ściął głowę skazanemu swoim mieczem, a następnie jego zwłoki położył na kole egzekucyjnym. Za te czynności według lwóweckich rachunków katowski mistrz otrzymał 2 talary i 18 groszy. Koszt zakupu materiału do wykonania spodni i pończoch dla skazanego na śmierć Georga Glotscha wyniósł ponad 12 groszy. Dodatkowo tenże otrzymał przed kaźnią tzw. Sterbe Küttel (śmiertelną koszulę), co kosztowało miasto dalsze ponad 22 grosze. Na chleb dla skazanego podczas jego pobytu w więzieniu wydano 1 talar i 27 groszy. Orzeczenia ławników wykonywano na skazanym, także wtedy, kiedy przedwcześnie zmarł on w więzieniu. Taki los spotkał zwłoki pewnego mężczyzny  w dniu 13 sierpnia 1720 r., kiedy za morderstwo pośmiertnie ścięto, położono na kole, a odciętą głowę nabito na żerdź. W sierpniu 1731 r. ścięto i przebito serce palem Annie Rosinie Astmann, za zabicie noworodka. Na lwóweckim miejscu straceń zagrzebywano także samobójców, np. w maju 1625 r., marcu 1672 r., czy lipcu 1718 r.

Jeśli szubienica była poważnie zniszczona, miasto zarządzało jej renowację. Z zachowanej relacji z dnia 2 maja 1573 r. wynika, że: rada miejska nakazała otynkować szubienicę i zaopatrzyć ją w nowe belki egzekucyjne, co odbyło się bardzo uroczyście. O godzinie 8.00 na Targu Zbożowym zgromadzili się wszyscy cieśle, murarze, kamieniarze i inne cechy oraz ławnicy z miasta i wsi przynależnych do niego. Wszyscy zebrani pomaszerowali pod ratusz w następującym porządku: dobosze i mieszczanie grający na piszczałkach, cieśle zaopatrzeni w siekiery, murarze i kamieniarze, uczniowie wraz z chorągwią miejską, sądy wiejskie. Przed ratuszem zgromadzonych przywitała rada miejska z ławnikami, którzy trzymali chorągiew. Burmistrz Michael Scholz wsiadł na konia i poprowadził zebranych aż do szubienicy. Tutaj cechy i uczniowie utworzyli koło, w którego środek weszli rajcy, ławnicy, starsi cechów, murarze, cieśle i kamieniarze. Następnie przemówił burmistrz zapewniając zebranych, że naprawa szubienicy w żadnym wypadku nie okryje ich hańbą i nie uszczupli posiadanych praw. On sam, rajcy, ławnicy i starsi cechów utworzyli okrąg dookoła szubienicy. Burmistrz nałożył rękawice z psiej skóry, podniósł murarski młotek i uderzył nim trzy razy w mur szubienicy. Czynność tę powtórzyli wszyscy zebrani urzędnicy miejscy. Następnie wszedł on na przygotowany do remontu obiekt i uderzył trzy razy w starą belkę, siekierą podaną przez miejskiego mistrza ciesielskiego. Ponownie to samo uczynili pozostali zebrani. Także tenże Michael Scholz musiał jeszcze trzykrotnie uderzyć w przygotowane do użycia w pracach remontowych pnie dębowe. Czynność tą powtórzyli za nim rajcy, ławnicy oraz starsi cechów. Po tym ceremoniale na placu remontowym pozostali tylko murarze, kamieniarze i cieśle, którzy to zabrali się do pracy. Pozostali udali się do rozstawionych w pobliżu namiotów, gdzie wszyscy obywatele zostali poczęstowani piwem na koszt miasta. Po godzinie 16.00 pracujący zakończyli naprawę szubienicy. Następnie burmistrz ponownie ubrał rękawice z psiej skóry i pomógł wciągnąć pozostawioną dla niego belkę. Po zakończeniu tej czynności rozległy się salwy z broni palnej, a na miejsce budowy przybyli ślusarze i kowale, którym przedstawiciel władz polecił założenie nowego zamka do drzwi i zapewnił, że wykonana praca nie przyniesie im utraty honoru i posiadanych praw. Po wykonaniu wszelkich prac ponownie utworzono pochód, na którego czele ruszył burmistrz. Wszyscy pracujący przybyli pod ratusz, gdzie jeszcze raz oddano trzy salwy, przeprowadzono krótką defiladę z okazji pomyślnego zakończenia prac i całą uroczystość zakończono na Rynku. W powyższych pracach uczestniczyło 49 rzemieślników (murarze, cieśle i kamieniarze). Muzyka, dźwięki bębnów i piszczałek, odświętne odzienia podczas marszu do szubienicy nie służyły jedynie uciesze zebranej gawiedzi, ale miał również swój wydźwięk magiczny. Ich zadaniem było odstraszanie złych dusz, duchów i mocy, które gromadziły się, jak wierzono, na miejscu straceń. Natomiast rozpoczęcie prac przez przedstawicieli władz i sądu gwarantowało zachowanie tak usilnie strzeżonego honoru i dobrego imienia. Kolejne remonty szubienicy przeprowadzono 6 czerwca 1622 r. i w październiku 1678 r. Z tego ostatniego zachowały się w lwóweckich rachunkach wpisy z poniesionych kosztów. Biorących udział w renowacji szubienicy mieszczan i rzemieślników przywoływano na Rynek za pomocą bicia w bębny. W rachunkach Lwówka Śląskiego z 1678 r., wyszczególniono wydatek 15 srebrnych groszy za dwa uderzenia w bębny. Natomiast 18 lutego tegoż roku George Schöps otrzymał zwrot kosztów (ponad 22 grosze) za pieczywo dostarczone 5 października 1678 r. dla pracujących przy szubienicy. Dnia 1 stycznia 1679 r. wypłacono należność w wysokości 2 talarów i 18 groszy za antałek piwa, który przekazano cieślom i murarzom remontującym szubienicę. Nie był to jedyny trunek dla rzemieślników, ponieważ już podczas renowacji tego śmiercionośnego urządzenia niejaki Valentin Zeidler dostarczył pracującym piwo za 9 groszy. “Złocisty trunek” obficie pito również po kaźni wspomnianego Glotscha, o czym zaświadcza wpis w lwóweckiej księdze rachunkowej z 18 listopada 1678 r. Wówczas za antałek piwa i wyżywienie dla rajców i ławników wydano 3 talary i 24 grosze.

Niespodziewanego odkrycia dokonano podczas rozbiórki lwóweckiej szubienicy na początku marca 1820 r., którą przeprowadził mistrz murarski nazwiskiem Altmann i jego ludzie. Wówczas z polecenia referenta miejskiego w jej wnętrzu przy murze rozkopano ziemię, aby przekonać się, czy zostaną odnalezione szczątki straconych. Prace ziemne nie trwały długo, pierwszą czaszkę odnaleziono na głębokości jednego łokcia [ok. pół metra]. Kolejno wydobyto następne leżące naokoło czternaście czaszek i innych kości. Przystąpiono również do rozkopania środkowego placu wewnątrz szubienicy, gdzie odnaleziono jeszcze dziewięć czaszek, a więc razem ponad dwadzieścia sztuk. Materiał pozyskany z rozbiórki szubienicy został wykorzystany do budowy stajni na posesji o ówczesnym numerze 506, należącej do pewnego medyka, przy dawniej Klostergasse (obecnej to ulica Malinowskiego). Kronikarz, oprócz precyzyjnego zobrazowania lwóweckiej szubienicy, obok niej przedstawił również wygląd kamiennego pręgierza. Interesujące i burzliwe losy tego urządzenia penitencjarnego to jednak już materiał na kolejny artykuł.

Nadesłał: Daniel Wojtucki